Wspomnienie Sinemorca - mój artykuł z gazety studenckiej
kwietnia 30, 2015
Natłok pracy,
myśli i obowiązków, sprawy na uczelnie i przygotowanie do podróży... Tak bardzo
chciałabym już odetchnąć. Po prostu zapomnieć... Przez to wszystko zaglądałam też
bardzo rzadko do Was - za co chcę Was szczerze przeprosić i obiecać, że kiedy
tylko znajdę chwilę -wszystko nadrobię! W tym jednak całym chaosie wydarzyło
się coś, co na mojej twarzy namalowało najprawdziwszy uśmiech... Wydanie studenckiej,
dwujęzycznej gazety Bułgarystów UW - „Smokinia”. A w niej mój tekst o miejscu,
które pokochałam jeszcze jako dziecko...
Gotowi na podróż w czasie? :)
Wspomnienie Sinemorca
Znam
te wszystkie miejsca chyba na pamięć. Zamykam oczy i w wyobraźni przywołuje
każdy, najdrobniejszy szczegół. Niemalże czuję te promienie słońca na twarzy,
ten powiew ciepłego, słonego wiatru. Słyszę ten melancholijny szum morza. Dotyk
delikatnego piasku pod stopami. Tęsknie. Tak bardzo.
Plaża z ujściem rzeki Waleka (skan starego zdjęcia z analogu) |
Sinemorec.
Niewielkie miasteczko w południowo-wschodniej Bułgarii. Oddalone od granicy z
Turcją o jedyne 15km, przez co do 1994 roku znajdowało się w strefie
granicznej, a wjazd bez specjalnej przepustki był tam niemożliwy. Nadmorska
osada z moich dziecięcych wspomnień, z tych późnych lat dziewięćdziesiątych,
gdy dopiero co wśród starych domów i rybackich chatek zaczęły pojawiać się tu
pierwsze skromne pensjonaty i malutkie restauracje. Pamiętam tamten dawny
spokój. Te wszystkie puste uliczki i rozciągające się znad niskich dachówek
widoki na błękit morza, i pokryte pszenicą wzgórza. Tamte wąziutkie ścieżki
prowadzące na jeszcze wtedy tak spokojne plaże. Do dziś przecież tak piękne.
Szczególnie pamiętam tę jedną, owianą tajemnicą legendy, plażę przy ujściu
rzeki Weleka... Kilometrowy pas piasku między morzem, skałami, a potokiem
spływającym z samego serca Strandży - rozciągającej się w tym rejonie Bułgarii
zielonej krainy dębowych wzgórz. Rejonie przesiąkniętym prawdziwą magią i
pierwiastkiem czegoś niezwykłego, innego. Pełnym wspomnień za przeszłym,
starożytnym światem. Według legendy, którą pierwszy raz usłyszałam jeszcze jako
dziecko z ust miejscowego marynarza o siwej brodzie, odzianego w śmieszną
czapkę kapitana (której chyba nigdy nie ściągał z głowy) i o niezapomnianym
przeze mnie ciepłym uśmiechu - Baj
Stefana, to właśnie stąd pochodzić miała tracka księżniczka (znana później
jako Bastet) - pół bogini, pół człowiek. W mitologii egipskiej uznawana była za
boginię miłości, radości, muzyki i
tańca, którą Egipcjanie symbolicznie przedstawiali pod postacią kota. Po
jej śmierci, zgodnie z ostatnią wolą księżniczki, pochowano ją w rodzimych
stronach, a dokładne miejsce pochówku na wieki miało pozostać tajemnicą.
Miejscowa legenda dopowiada zaś, że przyroda na cześć bogini uformowała jej skalną
podobiznę - sfinksa znajdującego się właśnie na tamtej, uważanej
przez wielu za najpiękniejszą, plaży. Dla mnie była to wtedy zwykła bajka o nic
nie mówiących mi postaciach i dalekich miejscach. Dzisiaj, choć świadoma tego,
że żadna z bajek nie wydarzyła się naprawdę, gdy przywołuje w wyobraźni ten
skalny zarys kobiecego profilu - zaczynam wierzyć. Może nie w samą treść mitu o
Bastet, lecz w prawdziwą magię i tę niemalże odczuwalną niezwykłość tego
miejsca. Co zastanawiające, w 2008 roku, dokładnie nad tą plażą, odkopano
grobowiec kapłanki pochowanej 2200 lat temu, w którym archeolodzy natrafili na
ogromną ilość złotej i srebrnej biżuterii...
Mity i przypowieści splatają się tutaj więc ze śladami, wciąż nie
pozwalającej o sobie zapomnieć, historii.
Sfinks - według legendy podobizna bogini Bastet |
Baj Stefan (a jednak bez czapki!) |
Dalej,
na południe od ujścia Weleki, rozciągają się tu liczne zatoki, a wśród nich ta
jedna ze starym, rybackim portem sveti
Jani (Jana Chrzciciela). Stąd też rozciąga się widok na dwie, zanurzone w
morzu, samotne skały o wyglądzie tak podobnym do wywróconych w czasie sztormu
statków, które wszyscy nazywają tutaj - Koraba
(Statek). Kawałek dalej, na skraju skalistego wybrzeża zatoki, stoi biała,
drewniana ławka, na której za każdym razem, pragnie się usiąść i na wiele
godzin zatopić wzrok w tych na zawsze skamieniałych okrętach, w opadającym
powoli na zachodzie słońcu, którego ostatnie promienie chowają się tu za jednym
z łagodnych szczytów Strandży. Oderwać myśli od wszystkich zmartwień.
Zapomnieć.
Koraba - skamieniałe okręty |
Widziany stamtąd zachód słońca |
I
dalej, podążając uliczkami już samego miasteczka na plażę miejską - na
piaszczystą zatokę wśród jeszcze wtedy tak pustych wzgórz. Jako dzieci zawsze
biegliśmy na sam jej koniec, do zanurzonych w wodzie niewysokich skałek, by
oddać z nich te nasze najbardziej szalone i najodważniejsze skoki. Pamiętam te
nie schodzące uśmiechy z naszych rumianych od słońca buź. Tą szczerą, dziecięca
radość. Tak zupełnie wolni, tak wtedy szczęśliwi.
I
jeszcze dalej, przez krętą ścieżkę wśród kołyszącego się pod wpływem wiatru
zboża, wśród widoków na zdający się nie kończyć horyzont wody. I właśnie tam,
zza którymś z kolei zakrętem, ukazywała się naszym oczom ta zupełnie dzika - do
dziś - plaża Lipite. Piękna, szeroka,
o delikatnym, drobnym piasku, otoczona zielenią dębowej puszczy. Zapierająca
dech w piersiach. Niczym nie tknięta natura. Zachwycająca sama w sobie... I
tylko ten tak melodyjny szum rozbijających się o łagodne wybrzeże fal. Spokój. Pustka.
Droga na plażę Lipite |
Dzika plaża Lipite |
Ona jako jedyna
pozostała dokładnie taka, jak w dziecięcych wspomnieniach. Nie zmieniona przez
ludzką zachłanność. Współcześnie przecież wszystko musi się rozwijać, wciąż iść
do przodu, coraz to bardziej się komercjalizować. A nam pozostaje już tylko
wspomnienie - ta fotografia przeszłości na zawsze uwieczniona w naszej
wyobraźni. Do Sinemorca wracałam, co rok. Co rok obserwowałam zachodzące tam
zmiany, to jak na pustych niegdyś wzgórzach wyrastały kolejne hotele i
blokowiska. Jak znad coraz to wyższych dachówek, coraz trudniej było dostrzec
ten błękit morza i skamieniałe w oddali dwa enigmatyczne okręty. Jak miejska
plaża obrosła parasolkami i leżakami. Jak na plaży ze Sfinksem wybudowano bar
(który na szczęście i tak zniszczony został podczas letniego sztormu). Komercja,
turyści, pieniądze - naturalny rozwój dzisiejszego świata. Pamiętam jeszcze
tamto zdumienie, gdy po raz pierwszy ujrzeliśmy ten wyrosły znikąd ogromny hotel
(własność oczywiście jednego z niemieckich biur podróży), pamiętam jak potem do
późnych godzin siedzieliśmy w naszej ulubionej restauracyjce Horizont plotkując o tym z całą obsługą.
Wszyscy śmiali się, lecz już wtedy przez łzy, że gdy ów hotel po raz pierwszy
rozbłysnął swoim blaskiem, to w całym miasteczku padł prąd, a pierwszych turystów
przywieźli do niego nocą, by nie widzieli na jakim końcu świata się znajdą. Ten hotel
tak bardzo tam nie pasował, lecz to wraz z jego otwarciem, wszystko się
zaczęło. Kolejne budowle, restauracje, kolejne stragany z pamiątkami.
Widok na miasteczko |
Wracam
tam jednak wciąż. Może trochę z sentymentu napędzanym tymi wszystkimi
wspomnieniami z dzieciństwa, ale wracam. Próbuję nie widzieć tej sztucznie
narzuconej tu komercji. Wychodzę na spacer w promieniach słońca i znów udaje
się do tych wszystkich miejsc. Do zmieniającej co roku swój kształt plaży z
tajemniczym sfinksem i ujściem rzeki Waleka, do nadal skromnego i spokojnego
portu, do tamtej cichej ławki na wzgórzu, na skraj miejskiej plaży pełnej
wspomnień o dziecięcych zabawach, do pięknej i dzikiej Lipite. Magia i urok, które nigdy stąd nie odeszły. Sinemorec,
który na zawsze pozostanie dla mnie tym jednym z najpiękniejszych miejsc w
Bułgarii.
„Smokinia” nr 3, maj 2015r.
PS. Na stronie Instytutu
Slawistyki UW już niedługo pojawi się wersja online całej gazety, gdzie
znajdzie jeszcze więcej niezwykłych historii z Bułgarii - KLIK :)
PPS. Właśnie powolutku szykuję
plecak i już dziś wieczorem wyruszam w kolejną podróż - Amsterdam, Keukenhof, Rotterdam
i... Rzym. Trzymajcie kciuki!
23 komentarze
Rzym! Moje ukochane miasto! Baw się dobrze i przywieź plecak pełen wspomnień!
OdpowiedzUsuńDziękuję ! :)
UsuńCzy ta kraina w ogóle istnieje? Pięknie przedstawiłaś to miejsce. Szkoda, że magia zanika wraz z rozwojem ruchu turystycznego. Niestety jest to nieuniknione. I już sama nie wiem, czy lepiej, że tak piękne miejsca nagle stają się tylko kurortami, czy że inne piękne miejsca po prostu niszczeją, bo nie ma ani chętnych ani pieniędzy, by się nimi zaopiekować. Coś za coś.
OdpowiedzUsuńUdanej podróży :)
Najlepiej by było, gdy istniał na to wszystko jakiś złoty środek... Pytanie, czy to w naszym świecie możliwe?
UsuńNo nie! Za dużo tych wspomnień, za dużo tych miejsc, za dużo tych cudownych zdjęć! Nie no żartuję tego nigdy nie za wiele :)
OdpowiedzUsuńNie za dobrze CI dziewczyno? Udanej przygody!
Ojj, ja i tak bym chciała zobaczyć o wiele, wiele więcej!
UsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że Bułgaria ma naprawdę piękne plaże, no może poza Rawdą...To miasteczko w ogóle jest mówiąc w skrócie takie sobie. Podobał mi się bardzo Neseber i Sozopol, w którym będąc po raz drugi w Bułgarii spędziliśmy dwa tygodnie.
OdpowiedzUsuńZdjęcie ze słonecznikami prawie jak w Toskanii:)
Życzę udanej podróży i zazdroszczę zwłaszcza Rzymu, uwielbiam go:)
Pozdrawiam cieplutko:)))
Bułgaria najpiękniejsza jest w tych nieodkrytych jeszcze przez turystów rejonach, niedotkniętych przez komercję. To tam jest TA prawdziwa przyroda i kultura.
UsuńI ja pozdrawiam cieplutko! :)
Na chwilę przeniosłam się gdzieś indziej! Pięknie...a to słonecznikowe zdjęcie jest cudowne!
OdpowiedzUsuńMasz dar opowiadania i pisania zarazem :))) Pieknie się to czyta.... :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wspaniałej podróży!!! Przywieź mnóstwo wspomnień! :)))))
Dziękuję Ci! :)))
UsuńBułgarię pamiętam jak przez mgłę z dzieciństwa, ale z tego co pokazujesz, ładnie tam!
OdpowiedzUsuńMyślę, że musisz wrócić, bo jest naprawdę piękna :)
UsuńNigdy nie byłam w Bulgarii, jakos przeraza mnie ten kraj. Ale na Twoich zdjeciah pieknie sie prezentuje :)
OdpowiedzUsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńZdjęcie z końmi śliczne!
Przede wszystkim gratuluję Ci, że Twój tekst znalazł się w gazetce studenckiej :) nie wiem gdzie studiujesz, ale fajnie ze taka działalność jest promowana :)) Bułgaria zawsze mnie zaskakiwala. Miałam okazję odwiedzić ten kraj tylko raz do tej pory i pod względem krajobrazów bardzo miło mnie zaskoczył :) można tam odnaleźć rzeczywiście piękne miejsca. Co do legendy to nigdy nie wiadomo... ;) w każdej opowieści jest trochę prawdy ;) pozdrawiam i udanego pobytu w Rzymie! :))
OdpowiedzUsuńBajecznie! No zatkało mnie kompletnie, zadziwiasz, więc podziwiam.!
OdpowiedzUsuńi że to niby w Bułgarii? dla mnie ten kraj to tylko hotele, piach i impreza. ojej.
OdpowiedzUsuńCoś pięknego...
OdpowiedzUsuńSwietnie napisane. Alez z Ciebie wrazliwa kobieta:)
OdpowiedzUsuńświetne zdiecia i dobrze opisane . Naprawdę dobry blog ! częściej będę zaglądać :)pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńhttp://wybuchowa-kuchnia-karoli.blogspot.com/plutko :*
To pole słoneczników jest niesamowite. Szczerze przyznaję, że mnie prawdziwie zachwyciło.
OdpowiedzUsuńJak podobała Ci się ta podróż? Powiedz mi, co myślisz!