Przylądek Świętego Wincentego

stycznia 15, 2015


          Tak mało czasu. Natłok pracy i myśli. Moment, w którym trzeba zacisnąć zęby i zrobić wszystko to, co trzeba. Próbować i po prostu wierzyć, że przecież się uda, a potem będzie już tylko lepiej. Znów wyruszę w podróż, znów oderwę się chociaż na chwilę od pracy i codzienności... Ale na razie muszę być - tu i teraz, pełna sił, by przezwyciężyć obowiązki. By nie zaniedbać, nie zawieść, by walczyć i czuć po wszystkim tę prawdziwą satysfakcję. Odetchnąć... Jednak wieczorami, gdy znów wracam do domu tak zmarznięta i bez sił nawet na uśmiech - zamykam oczy, a zmęczonymi myślami odpływam, powracam do tamtych miejsc, poczucia błogiej beztroski. Do pobudek w pokoju skąpanym słońcem i tych poranków na plaży wśród szumu fal. Do podróży przez południe Portugalii naszym małym, czerwonym autem. Do oparcia głowy o szybę i nasycania się kolejnym, wyłaniającym się zza zakrętu, widokiem, tę zielenią wzgórz, białymi miasteczkami i oceanem.



            Mieliśmy tak wiele planów, a żadnej przecież pewności, czy uda nam się wynająć samochód. Bez karty kredytowej, bez wielkich funduszy, ale jak zwykle pełni determinacji... W większości wypożyczalni jednak za drogo, tam odrzucili naszą kartę debetową, tu znów coś nie pasowało. Została już tylko jedna, a z nią nasza ostatnia szansa i ryzyko. Postanowiliśmy nie mówić nic, a na pytanie o credit card wręczyć z uśmiechem na ustach zwykłą debetówkę. I udało się. Bez żadnych problemów - a samochód nareszcie był tylko nasz. Mogliśmy ruszać. Mogliśmy pojechać właśnie tam - na sam kraniec Europy, na koniec dawnego świata. Cabo de São Vicent.



            Tak bardzo chciałabym tam teraz stanąć. Zatopić spojrzenie w tych ciemnych, kłębiących się nad wzburzoną powierzchnią wody chmurach. Poczuć powiem zimnego, oceanicznego wiatru. Siłę żywiołu rozbijającego ogrom fal o niekończące się tu klifowe wybrzeże. Zadrżeć. I tylko słyszeć ten szum. Tylko to. Na tym ostatnim w Europie miejscu, skąd widać zachodzące słońce. Chciałabym wyłączyć te wszystkie myśli. Poczuć, że nic nie znaczą wobec tego wszystkiego...


            Kropił delikatny deszcz, a niebo nad naszymi głowami wydawało się tak ciężkie. Wszystko, co w oddali spowiła mgła. Atmosfera, której nie zapomnę. Pamiętam też te przebijające się potem przez ciemnogranatowe chmury promyki słońca. Jak wszystko dookoła w tym jednym momencie zmieniło swoje barwy, jak szaroczarne klify nabrały odcieni brązu i pomarańczu, jak rozjaśniała ta samotnie stojąca tu na straży morska latarnia.



            Wracając już z samego krańca świata zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę tam - przy dawnych murach. A za nimi odnaleźliśmy te wykute w skale schodki prowadzące na sam dół - do rozbrzmiałego oceanu. Przed naszymi oczami roztoczył się tu widok na głębie lazurowej wody i otaczającej tę zatokę zieleń. Dzika, nietknięta natura. Pełna żywiołu i siły. Po prostu piękna. Sama w sobie.




            Ocknięta jak ze snu otwieram oczy i powolutku wracam do otaczającej mnie rzeczywistości. Znów mam siłę, znów się uśmiecham.


Zaciekawią Cię też:

13 komentarze

  1. Podziwiałam to piękne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to również było niezwykłe przeżycie.
      A kiedy Pani była w Portugalii? Ja osobiście już planuję tam wrócić jak tylko znajdziemy z chłopakiem wolną chwilę :)

      Usuń
  2. Zdjęcia przepiękne, opis przepiękny, miejsca przepiękne! No dobra zjadła mnie zazdrość :)
    Woda ma dla mnie w sobie coś magicznego. Zawsze gdy na nią patrzę czuję się taka wolna i czuję że mogę wszystko!
    Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam bardzo podobnie... mogłabym długie godziny przesiadywać na plaży i patrzeć w morze. To mnie napełnia ogromną energią !

      Dziękuję za miłe słowa i ściskam również :)

      Usuń
  3. Klimat - mega! A tym obrazowym opisem przeniosłaś mnie na chwilę w to niesamowite miejsce! Mam pytanie: czy można tam dotrzeć jakoś inaczej niż autem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest autobus, który wyrusza z Lagos, potem jedzie przez Sagres i dojeżdża na sam Przylądek św. Wincentego :) Na szybko znalazłam nawet taką stronkę: http://www.algarvebus.info/012.htm

      Usuń
    2. Super, dzięki za info :) Mam nadzieję na Portugalię w tym roku, oby się spełniło :)

      Usuń
  4. Takie klify to dzieło i piękno natury :)
    W Twoich zdjeciach aż czuć podmuch wiatru...i wolność zza oceanu :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Terapia zdjęciami i wspomnieniami zawsze działa :). Też ją systematycznie stosuję. Piękne zdjęcia a te ciemne, burzowe chmury tworzą niezapomniany klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jest to wypróbowany przez podróżników sposób na poprawę humoru i zebranie siły do działania :)

      Usuń
  6. Ja dopiero na krańcu świata czuję, że jestem w domu. W takich miejscach przychodzi pora na refleksję.
    Zapraszam na mały konkurs z akcji Książka w podróży.
    http://lifegoodmorning.blogspot.com/2015/01/ksiazka-w-podrozy-na-maderze-konkurs.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak dobrze mieć wspomnienia. W każdej chwili można wrócić do tych najpiękniejszych momentów i na nowo się uśmiechnąć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Jak podobała Ci się ta podróż? Powiedz mi, co myślisz!

Polecam: